Monika Brodziak

“Połóżcie się w trumnach, bo i tak kiedyś umrzecie.”

- tak kolega Łukasz Religa w dyskusji na facebooku trafnie podsumował sceptyczna postawę zainteresowanych bydgoszczan wobec pomysłu wyodrębnienia województwa bydgoskiego z Kujaw i Pomorza. Ów ideę przedstawił w swoim liście otwartym prezes bydgoskiego oddziału KNP – Marcin Sypniewski. Niezwykle ucieszyła mnie ta inicjatywa, bo oznacza ona, że pan Sypniewski ma zamiar na stałe zagościć na bydgoskiej arenie politycznej, przekonując mnie wcześniej odpowiedzią na jeden z moich artykułów, że nie chowa głowy w piasek.

Jak łatwo się domyśleć, komentarze wokół tej inicjatywy są podzielone. Część obserwatorów życia politycznego w Bydgoszczy zarzuca prezesowi Sypniewskiemu nawet populizm. Moim zdaniem polityka regionalna nie jest tematem na tyle “sexy”, by o ten populizm się chociażby otrzeć. Ludzie nie mają świadomości, na czym polega rola marszałka i sejmiku, o czym świadczy najwyższy odsetek pustych kart do głosowania z listami właśnie do sejmiku województwa. Na tej samej nieświadomości wyrolowano Bydgoszcz z roli siedziby Sejmiku Województwa. Przeciętnemu Kowalskiemu jest absolutnie obojętnie, czy mieszka w kujawsko – pomorskiem, bydgoskiem czy poznańskiem, byleby miał co jeść i gdzie spać.

Przede wszystkim należy zacząć od tego, że celem listu otwartego nie jest podjęcie konkretnych działań, a raczej rzucenie tematu do dyskusji. I to się Sypniewskiemu udało, bo jego list rozniósł się echem po mieście. Konkretne działania powinny być dopiero owocem wymiany zdań różnych środowisk. Dzięki niej dowiedzieliśmy się, że Bydgoszcz jest za słaba politycznie, że reformę przeprowadza się latami, a urzędnicy mają już napisane projekty na najbliższe 10  czy 15 lat. To istotne głosy, choć według mnie nie decydujące.

Polskie województwa tylko w pewnym stopniu dopasowane są do struktury regionalnej kraju i nie mają w pełni wykształconych cech podsystemów terytorialnych o charakterze regionalnym, a zgodności między podziałem terytorialnym a strukturą regionalną kraju wpływa negatywnie na funkcjonowanie województw. Istnieją badania mówiące o tym, że z 16 województw tylko 8 ma wytworzone silne aspekty regionalne, czyli cechy, takie jak poziom rozwoju ludności, rozwój i struktura sieci osadniczej, poziom rozwoju gospodarczego, poziom usług akademickich i zdrowotnych czy wreszcie świadomość regionalna mieszkańców. Nietrudno się domyśleć, że nasze województwo znajduje się raczej w tej drugiej ósemce. W niej są również trzy województwa, co do których powstała koncepcja ich likwidacji (świętokrzyskie, opolskie i lubuskie).

Na podobnej zasadzie można zbadać możliwości ewentualnego województwa bydgoskiego. Unikałabym łączenia nas z województwem wielkopolskim – mniejszym województwem po prostu łatwiej się zarządza. Oczywiście należy wysondować, co o secesji myślą nasi sąsiedzi z okolicznych gmin i powiatów – być może chęcią przyłączenia się do województwa bydgoskiego wykażą sie Chojnice czy północna Wielkopolska. Potencjalną reformę połączyłabym również z likwidacją, coraz częściej niewydolnych finansowo, powiatów, które ponadto nie spełniają przypisywanej jej roli zwłaszcza w dobie Internetu, kiedy to wiele spraw można załatwić drogą elektroniczną.

Jedynej rzeczy, której nie wolno nam robić, to przestać snuć marzenia i dalekosiężne cele. Gdyby nasi przodkowie od razu położyli się w trumnach, w Brombergu dalej mówiono by po niemiecku. Jeśli chcemy, by Bydgoszcz miała moc samodecydowania o sobie, musimy zacząć do tego dążyć już teraz, małymi kroczkami, pomimo urzędniczych decyzji wiążących nam ręce.

Na koniec chciałabym przypomnieć o jednej, bardzo ważnej rzeczy, o której się często zapomina przy okazji podobnych dyskusji. Duopol byłby możliwy, gdyby Bydgoszcz miała prawo głosu, a elity polityczne nie straciły naszego zaufania. Wobec wydarzeń politycznych ostatnich kilkunastu lat i braku odpowiednich narzędzi prawnych do wyegzekwowania chociażby rotacyjnego i kadencyjnego marszałka (raz z Bydgoszczy, raz z Torunia) czy WSPÓLNEGO kształtowania ZITu nie możemy sobie pozwolić na dalszą degradację zachodniej części województwa. Jedyną alternatywą dla jego rozpadu jest zmiana partii nim rządzącej, czego bezskutecznie oczekiwaliśmy po listopadowych wyborach. W naszych dążeniach do samodecydowania o sobie nie ma żadnego przytyku w kierunku Torunia. Wszelkie spłycanie tego do bydgosko – toruńskich niesnasek jest oznaką braku świadomości politycznej i słabej oceny sytuacji naszego miasta.

katrin820

Na co komu ten hałas?

Spoglądając na wszystkie fora społecznościowe i lokalne wydania gazet mam wrażenie, że trwa to co 4 lata.Powiedzmy sobie szczerze bydgoska PO jest za słaba lub mało skuteczna, aby wywalczyć coś dla miasta. Ciągłe zapewnienia że ” głosując na człowieka z PO” możemy więcej zyskać, ale dla kogo?? Te wszystkie banery z hasłami wyborczymi PO, którzy zapewniali,by głosować na nich. I co ? Ludzie głosowali i co dostali po wyborach? Całbeckiego i Ostrowskiego taki prezent za głosowanie. O dziwo po II turze,żeby czasem ciemny lud nie zagłosował na konkurenta w Bydgoszczy. Czyżby bydgoskie struktury PO wiedziały jakie były zamierzenia ekipy Lenza i Całbeckiego? A teraz zapowiadają walkę? Ciągłą walkę, ale tylko na słowa niestety. Prawdę mówiąc mieszkaniec Bydgoszczy byle czym się zadowoli. Ciągłe pielgrzymki z Warszawy przed I i II turą wyborów to jest właśnie dowód na to jaki mamy skład personalny, który”chce” walczyć o interesy mieszkańców,ale tylko na słowa, bo słowa nic nie kosztują.
Jaki jest morał na następne wybory?
Mądrość wyboru ! Niech każdy przed wyborami zastanowi się na kogo postawi swój głos, a każdy głos jest ważny!

Łukasz Religa

Przestańmy utrzymywać ten toruński folwark

Bez Bydgoszczy to województwo kujawsko-pomorskie nie miałoby racji bytu na mapie Polski. Oznacza to też, że bez Bydgoszczy nie byłoby Urzędu Marszałkowskiego, całej masy stanowisk, które obsadzane są przez działaczy partyjnych, były działacz Samoobrony nie mógłby odpowiadać za transport w województwie na stanowisku dyrektorskim i nie byłoby też całej masy stanowisk w spółkach podległych marszałkowi. Ktoś chyba jednak o tym wszystkim zapomina. (more…)

Monika Brodziak

Życie patrioty i społecznika składa się z ciągłych (politycznych) wyborów.

Dochodzę do takiego wniosku, bo nawet, gdy wrzucimy nasz głos do urny i popieramy pewnych kandydatów darząc ich naszym zaufaniem, to potem mamy wybór albo śledzić ich poczynania, a następnie ich rozliczyć z obietnic, albo to wszystko kompletnie olać, jak przeszło połowa Polaków.

Nie cieszę się ze zwycięstwa Rafała Bruskiego. Cieszę się z porażki Konstantego Dombrowicza. Wiem, że to podłe, ale podłe jest też zakładanie, że ta resztka głosujących i zainteresowanych losem miasta bydgoszczan ma pamięć złotej rybki. Podłe jest obiecanie wszystkiego wszystkim, krytykowanie bydgoskiego środowiska kultury mimo poczynionego przez nią postępu oraz osobiste przytyki w publicznych debatach przed drugą turą wyborów. Podłe jest deklarowanie się jako probydgoski po 8 latach służalczej podstawy wobec Torunia i późniejszych 4 wygrzewając się na ciepłej posadce u boku Słońca Kujaw. Podle na koniec podsumował swoją kampanię nie gratulując zwycięstwa kontrkandydatowi i zakładając, że będziemy jeszcze tęsknić za jego cudownymi pomysłami. Mam nadzieję, że tym razem będzie słowny i faktycznie nie wróci już do polityki.

(Tu powinien być animowany obrazek przedstawiający radnego Bogdana Dzakanowskiego robiącego za klakiera na debacie w radiu PiK. Idealnie podsumowałby co myślę o tej kampanii w ogóle.)

Tymczasem w Toruniu trwa obstawianie “strategicznych” stanowisk w Zarządzie Województwa. Marszałkiem został, na pewno jesteście zaskoczeni, wybitny ekonomista (“Stan województwa jest stabilny”), regionalista (twórca teorii miasta A i miasta B), miłośnik gęsiny i serialu “House of Cards”, a przede wszystkim przyjaciel wszystkich bydgoszczan –  Piotr Całbecki. Docierały głosy, że szansę na miano marszałka ma Zbigniew Pawłowicz, o co próbował zawalczyć radny Jasiakiewicz, niestety bezskutecznie, bo, co ciekawe, nawet koledzy i koleżanki Pawłowicza z PO nie chcieli go poprzeć, a zrobił to reprezentant listy SLD. Dostaliśmy wicemarszałka w postaci innego Zbyszka – Ostrowskiego, byłego wicewojewody, z polecenia nieomylnego Słońca Kujaw.
Pies, jak się mu parę razy pokaże piłeczkę, a potem się mu jej nie rzuci, prędzej przestanie na nią reagować, niż bydgoszczanie się nauczą, że regionalna PO ma ich tak bardzo w tyle, że aż w okrężnicy. Kolejny argument na to, by bardziej szanować zwierzęta, niż ludzi.

Przypominam, że nasz okręg nr 1 reprezentują nas, wspomniani już, Zbigniew Pawłowicz i Roman Jasiakiewicz oraz Michał Krzemkowski, Dorota Jakuta czy Andrzej Walkowiak. Jako Lepsza Bydgoszcz gratulujemy im niewątpliwego sukcesu, ale i apelujemy, by zarówno na oficjalnych obradach sejmiku, jak i
w kuluarowych negocjacjach kierowali się dobrem grodu nad Brdą.

Zdajemy sobie również sprawę, że z upływem czasu i jednoczesnym napływem obowiązków radnego wojewódzkiego trudno jest być na bieżąco z wszystkimi bolączkami Bydgoszczy i regionu oraz inicjatywami pochodzącymi z województw sąsiedzkich. Z tego też względu chcielibyśmy wyjść z pomysłem utworzenia pewnego społecznego organu doradczego ponad podziałami. Jego założenia to m.in.:
- Stałe informowanie radnych o problemach dotyczących mieszkańców Bydgoszczy i zachodniej części województwa.
- Opracowywanie koncepcji służących rozwojowi tej części regionu.
- Budowanie współpracy z sąsiadami z województw wielkopolskiego i pomorskiego.
Jesteśmy bacznymi obserwatorami życia politycznego i gospodarczego oraz niepokojących zjawisk zachodzących w naszym mieście. Nie jesteśmy też głusi na inicjatywy z Szubina, Nakła czy Inowrocławia. Liczymy więc, że nasza propozycja spotka się z pozytywnym odzewem i że wspólnymi siłami uda nam się choćby osłabić negatywny trend marginalizacji Bydgoszczy i zachodniej części województwa kujawsko – pomorskiego.

Łukasz Religa

W weekend będzie czas wypić wódkę

Sejmik Województwa nie był wstanie podjąć na czwartkowym posiedzeniu decyzji o obsadzie funkcji przewodniczącego Sejmiku i jego zastępców. Jako, że rozmowy o podziale miejsc w Zarządzie Województwa z udziałem premier Ewy Kopacz odbyły się w środę, to lokalni działacze PO i PSL nie mieli zbytnio czasu na uzgodnienie szczegółów. Bo niby funkcja przewodniczącego Sejmiku daje tylko prestiż, to niektórych działaczy można i tym zadowolić. Do wznowienia obrad mamy cały weekend, czyli będzie czas, aby móc w spokoju wypić ze sobą wódkę, przy której jak pokazuje praktyka rozmowy układają się łatwiej. (more…)

Monika Brodziak

Bydgoszczanom odpowiada rola toruńskiego podnóżka…

- taki wniosek nasuwa się po wynikach I tury wyborów samorządowych w ich mieście. Pozwolę sobie na jakiś czas zdystansować od motłochu głosującego masowo na koalicję rządzącą oraz na tych, którzy rządzili kiedyś miastem przeszło 8 lat, nie wywalczyli nic, poza wyżej wspomnianym podnóżkiem, a teraz pozwalają sobie na tworzenie TAKICH fanpejdży na facebooku. Gdyby Bydgoszcz za poprzedniej kadencji dostała więcej wsparcia, niż Toruń, to Rafał Bruski nie zostałby prezydentem, bo do usranej śmierci będę pamiętać jego wyborczą ulotkę z praktycznie identycznym hasełkiem, na które dałam się nabrać.
Teraz przeszło połowa głosujących połknęło haczyk. Pamiętajmy, że mówimy o dorosłych, świadomych ludziach, wielu z nich dobrze wykształconych. Pół biedy, jeśli wyborca potrafi merytorycznie uzasadnić swój wybór, ale jak słyszę, że “Głosuję na PO, bo byle nie na PiS, a reszty nie znam” to mi się odechciewa.  Odechciewa mi się żyć z tymi ludźmi w obrębie jednej granicy administracyjnej miasta. Odechciewa mi się studiować, bo przecież miasto to ludzie, a wszystko wskazuje na to, że ludzie to rzeczywiście banda idiotów. Odechciewa mi się działać na rzecz bydgoszczan, bo skoro większość z nich popiera bycie toruńskim podnóżkiem i “wioską z tramwajami”, to nic tu po mnie. Z resztą, idąc ich tokiem myślenia, skoro mnie nie znają, to nie zrobię dla nich niczego pożytecznego.

Przestaję się już dziwić ludziom wyjeżdżającym z Bydgoszczy. Ostatnio doszłam jednak do wniosku, że nie trzeba koniecznie uciekać zagranicę, by żyć w innej rzeczywistości. Czasem wystarczy zmienić województwo. Cztery lata temu związałam się z Poznaniem. Ani on lepszy, ani gorszy od Bydgoszczy. Większy, ale i bardziej zakorkowany. Bogatszy, ale wcale nie lepiej zarządzany. Zamiast rzeki przez centrum przepływają tory kolejowe. A nad Wartą zamiast kamer i bulwarów studenci rozpalają grilla. W ubiegły weekend poznaniacy zdecydowali się oddać głos na nieznane nazwisko i w ten sposób oddolne stowarzyszenie “Prawo do Miasta”, reprezentujące ogólnopolskie Porozumienie Ruchów Miejskich, ma w Radzie Miasta swojego przedstawiciela, dzięki czemu Poznań jest o krok bliżej do pozytywnych zmian, choć nie musi walczyć o dotacje z Piłą, Gnieznem czy Lesznem. Jest sam sobie panem, sam o sobie decyduje, więc może w spokoju zając się kolorem schodów na Wildzie.

Bydgoszcz potrzebuje tych zmian jeszcze bardziej. Tych zmian nie wypracuje ani Bruski, ani Dombrowicz ze swoimi świtami. Dlatego też mój czynny udział w wyborach stanął pod znakiem zapytania.

Łukasz Religa

Ja bym w II turze nikogo nie popierał

Przed kandydatami na prezydenta Bydgoszczy, którzy nie zdołali się załapać na II turę trudne zadanie. Muszą zdecydować bowiem komu przekazać swoje poparcie – Rafałowi Bruskiemu czy Konstantemu Dombrowiczowi. Jest oczywiście też trzecia droga, czyli niepopieranie nikogo. (more…)

Monika Brodziak

Trochę o wyborach

Już środa, trzeci dzień po wyborach, ale emocje jeszcze nie opadły. Podobnie, jak “zima jak zwykle zaskoczyła drogowców”, tak “wybory jak zwykle zaskoczyły PKW”. Podobno zlecili pisanie programu przeciętnej studentce informatyki. Tak na marginesie – podziwiam przeciętnych ludzi, którzy potrafią się gdzieś wkręcić, wybić, są obrotni. Jakimś dziwnym trafem tacy jak oni zawsze zgarną okazję do zabłyśnięcia, a zarazem skompromitowania. Wielu zdolnych studentów nie potrafi wykorzystać swojego potencjału, bo za dużo się zastanawia, niezdrowo zaniża swoje umiejętności i zostaje w cieniu, więc są reprezentowani przez takie panie Kasie czy Karoliny. Nie będę jednak wyładowywać swojej złości i zazdrości na tej biednej dziewczynie, bo uważam, że cała wina leży po stronie leśnych dziadków z Państwowej Komisji Wyborczej.

Społeczeństwo wiesza też psy na obwodowych komisjach wyborczych. Jako członek jednej z nich nie będę usprawiedliwiać wszystkich, mogę odpowiadać tylko za swoją. Byłabym jednak bardzo ostrożna z oskarżeniami, które padają na nas i na naszą pracę. Zacznę od warunków, w jakich mieszkańcy oddają głosy. Nasz lokal wyborczy był niczym innym, jak ogromną szkolną świetlicą podzieloną na 3 nierówne części. Nasza była ta najmniejsza, za mała na obwód w którym jest przeszło 2 tysiące uprawnionych do głosowania. Wyborcy przychodzili do komisji falami, prosto z kościoła, o co nie można mieć od nich pretensji – zwłaszcza do osób starszych, które chcą wszystko załatwić za jednym zamachem. Na raz 30 – 40 osób chce oddać głos, ale nie może tego zrobić od razu. Są dwa stanowiska z parawanem i odkryty stolik z dwoma krzesłami przygotowany dla męża zaufania. Ewentualnie jeszcze jedno małe miejsce przy parapecie. Nim ludzie przejrzą wszystkie 3 – 4 karty, przeczytają ze zrozumieniem instrukcję, mija nie raz nawet 10 minut. Ciężko może być się skoncentrować, gdy w ciasnym lokalu wyborczym ktoś się ciągle o kogoś ociera, przepycha, ludzie przychodzą z dziećmi – zarówno małymi, które trzeba mieć ciągle przy sobie, jak i dużymi, które nie oddają głosu, a przychodzą z ciekawości. Przez tłok ludzie wychodzili z lokalu wyborczego z wydanymi im kartami, co jest zabronione. Proszeni o wrócenie z powrotem do lokalu bywali nieprzyjemni. Później, przy zliczaniu głosów, czytaliśmy na karcie, obok prawidłowo zaznaczonego głosu W TYM LOKALU NIE MA WARUNKÓW DO GŁOSOWANIA. W tłumie głosujących mogli równie dobrze, niezauważeni, wziąć wydaną przez nas kartę i pójść ją sprzedać. Podobnie jak wrzucić nadprogramowy egzemplarz do urny.  Z perspektywy czasu stwierdzam, że mogliśmy wpuszczać głosujących do lokalu po 3 – 4 osoby, ale wówczas pewnie nasłuchalibyśmy się na swój temat co nie miara.

Z resztą i tak słuchaliśmy. Że podłoga brudna, a my się obijamy, więc moglibyśmy tu przetrzeć, że tyle kart do wypełniania, że rozpiska ulic niezrozumiała, bo jak to jest, że parzyste numery domów z ulicy X są w jednym obwodzie, a nieparzyste w drugim – zupełnie jakbyśmy drukowali obwieszczenia i byli za nie odpowiedzialni. Zastanawiam się, jak to jest żyć na jednym osiedlu, na jednej ulicy kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat i nie pamiętać, w jakim obwodzie się głosuje. Oraz w jaki sposób się głosuje. Nie uznawaliśmy głosów zaznaczonych ptaszkiem i parafką, a także kart, na której głos był na więcej, niż jednej stronie. To oczywiste, ale nie dla wszystkich. Oczywiście – instrukcja, oprócz tego, że wisi na ścianie, to widnieje na każdej stronie kart do głosowania. DROBNYM DRUCZKIEM, tak by starsi ludzie przypadkiem tego nie przeczytali. Raptem parę osób zapytało, ile głosów mogą oddać. Odpowiadaliśmy, że jeden krzyżyk na kolor, co wg mnie jest jasną, krótką i zrozumiałą informacją. Przynajmniej dla nie-daltonistów, ale nikt do tej wady wzroku nam się nie przyznał. Do tego dodać należy brak głosu lub dorysowanie dodatkowej krateczki, skreślenie jej i napisanie obok “JA”  czy też “MARIUSZ WYPIERDALAJ” i tym sposobem nazbierała się pokaźna sumka nieważnych głosów. Nie wspominając już o całej masie niewykorzystanych kart, które co wybory drukowane są kompletnie bez sensu. Zamiast drukować 30 mln kart do głosowania, niech wydrukują ich mniej, a o jedną stronę więcej. Podobnie jak na maturze na stronie tytułowej powinien być podany w jasny sposób metodę oddawania głosu. Sporo było też kart pustych, najwięcej – kart z listami do sejmiku. Prawdopodobnie nie dla wszystkich jasne są kompetencje tego organu.

Przy zliczaniu głosów obecne były dwie osoby w roli mężów zaufania. Jedna z nich, starsza pani, została z nami do końca, czyli prawie do szóstej rano.  Na początku irytowała nas ich obecność, potem jednak ich uwagi odnośnie naszej pracy okazały się pomocne. Liczenie głosów trwało długo, ale myślę, że robiliśmy to nadzwyczaj skrupulatnie, po części przez ich obecność. Najgorzej czekało się na wygenerowanie protokołu. Komisja w lokalu obok skończyła liczyć głosy już o 1 w nocy, ale siedziała jeszcze dodatkowe dwie godziny przez problemy z systemem PKW. Podobnie komisja “dwie części świetlicy” dalej. Przez ich problemy my siedzieliśmy dwie godziny czekając na swoją kolej i grając w chińczyka, niektórzy głodni, spragnieni i/lub po prostu zmęczeni. Nie mogliśmy opuścić szkoły choćby na papierosa. Szkoła była zamknięta na cztery spusty.

Nie chcę, żeby ktoś potratował ten wpis jak gorzkie żale osoby, której przecież nikt nie kazał zgłaszać się na członka komisji. Może zaskoczę parę osób, ale ja lubię bycie członkiem OKW. Jest to coś, co mieści się w zakresie moich zainteresowań, zaspokaja moją potrzebę brania udziału w czymś ważnym, pomagania komuś i działania zespołowego. Piszę to raczej dla głosujących mieszkańców, którzy nie raz sądzą, że wszyscy jesteśmy urzędnikami, więc się obijamy i zależy nam tylko na pieniądzach. Nikt mi nawet nie zasugerował, by poprzekładać głosy czy uznać więcej kart za nieważne. Sprawdzaliśmy siebie nawzajem. Jeśli społeczeństwo ma wątpliwości co do naszej pracy, to proponuję zezwolić ludziom na filmowanie i fotografowanie przebiegu głosowania oraz procesu zliczania głosów. Nie jestem zadowolona z wyników wyborów, jednak praca z niedzieli na poniedziałek przyniosła mi satysfakcję. Jestem gotowa na ewentualną powtórkę wyborów, choć w mojej opinii jest to niestety  nierealne.

Aleksander Majewski

Pendolino kontra dziennikarskie szambo

Zbliża się grudzień, a co za tym idzie oczy “znawców” skierowane są na polską kolej, a konkretnie Pendolino, które już do najbliższej zmiany rozkładu jazdy zaczyna w ruchu planowym wozić ludzi. Temat o tyle ciekawy, że według mojej opinii powinien być dobrze reklamowany przez media, tak aby zachęcięć nadal nieprzekonanych do zaakceptowania tegoż projektu (jakim jest EIC Premium), tymczasem cyrk jaki wyprawiają media sprawiają, że przeciętny obywatel nie wsiądzie do takiego pociągu, poziom dziennikarstwa osiągnął już dna.

Żródło: www.facebook.com/PKP.Intercity

Żródło: www.facebook.com/PKP.Intercity

 

Największym problem ludzi, którzy “hejtują” Pendolino jest teraz doszukiwanie się jak największej sensacji. Każdy z nich ma problem w takiej postacji, że grudzień 2014, a co za tym idzie wprowadzenie Pendolino na tory, nie okaże się kolejnym “w lutym” lub innym odległym terminem. Proszę Państwa- to się nie stanie i cały projekt nie jest zagrożony. Mimo wszystko, mimo przeciągających się inwestycji mamy wyraźną poprawę czasu jazdy na wielu relacjach- to zjawisko bez precedensu od wielu lat. Ludzie, którzy do dziś nie wierzą w kolej i w jej rozwój próbują ten smutny dla nich fakt zmanipulować kłamstwami. W mediach pokazywane są zupełnie nieprawdziwe zdjęcia z modernizowanych linii kolejowych. Przekazywany materiał do społeczeństwa od razu traktowany jest jako “święta prawda”, mimo że prezentowane filmy są stertą kłamstw. Przeciętny odbiorca od razu będzie miał skrzywiony obraz rzeczywistości.

Idealny przykład manipulowania przez media faktami

Idealny przykład manipulowania przez media faktami | Żródło: facebook.com/PolskieLinieKolejowe

Takie dziwne zachowanie potwierdza tylko, jak duży sukces udało sie osiągnać mimo niekończących się jęków oraz niezadowolenia przeciwników “PKP”. Dziennikarze pokazując nieprawdę, pokazują przy tym swój nieprofesjonalizm oraz kompletny brak jakiejkolwiek wiedzy nt. kolei- szeroko rozumianej.

Wszystko to co pokazują media można przecież sprawdzić i zweryfikować, ale niestety dziennikarstwo w naszym kraju kompletnie leży. Zastanawia mnie wciąż jak można publikować materiały, które nie są wcześniej w ogóle weryfikowane. Żaden z dziennikarzy, który publikuje nieprawdę w internecie, w prasie, w telewizji nie udał się w teren w celu sprawdzenia czy faktycznie stan infrastruktury kolejowej, o której przygotowuje materiał jest w tak złym stanie, że Pendolino (czy inny pociąg) będzie miał problemy z bezpiecznym czy też szybkim przejazdem (co również media zarzucają, że super szybki pociąg będzie “stał” w miejscu).

 

Prędkości na Centralnej Magistrali Kolejowej (obecne i docelowe)

Prędkości na Centralnej Magistrali Kolejowej (obecne i docelowe) | Żródło: skyscrapercity.com, autor: bartekmk

Do studia w telewizji zapraszani są pseudo eksperci, których poziom wiedzy jest równie tragiczny jak przekazywany- zmanipulowany obraz o sytuacji na kolei. Nawet w telewizji publicznej (wydanie “Wiadomości” z dnia 13 listopada 2014) pokazywane są śmieszne informacje, a to powoduje u mnie stwierdzenie, że nie ma dziennikarzy, którzy wiedzą o czym mówią. Dziennikarz prowadzący, próbuje być mądrzejszy niż fachowcy, którzy znają się na kolei, którzy są inżynierami budowy…Temat kolei wcale nie jest taki łatwy jak się wydaje i należy w tej dziedzinie posiadać przynajmniej podstawową wiedzę, aby móc realizować materiał o pociągu, który i tak z góry został już skreślony właśnie przez nieudolność dziennikarzy. Przypomina mi się temat z “Dreamliner`ami”, kiedy to każdy najmniejszy defekt był wyłapywany przez media i dogłębnie opisywany, że wydano pieniądze, że samoloty nie latają, że są gorsze niż inny, tańszy samolot (podobna sytuacja jest do dziś opisywana na linii PESA- Pendolino, mimo że nikt nie zna warunków przetargu na zakup Pendolino). Obecnie problem niejako zmalał i niestety każdy dziennikarz o tym “problemie” zapomniał, szkoda jednak, że nikt obecnie nie realizuje materiału promującego tego typu samoloty…

Czekam więc na grudzień, czekam na “Błękitnego” nad pokładem Pendolino, ktory zapewne będzie wyłapywać każde zatrzymanie pojazdu. Na samym końcu tego cyrku powinny pojawić się przeprosiny od dziennikarzy, mediów za to, że kłamali i że nadal kłamią. To wszystko co robią media jest nieudolną próbą manipulowania rzeczywiści, która po prostu dziennikarzy przeraża. A miało być tak źle, że “zabiorom“, że nie “zdonżom“, a jednak wszystko się uda.

Łukasz Religa

Nie będziemy wpadać w obłęd z powodu kampanii wyborczej

Do zakończenia kampanii wyborczej pozostały już zaledwie 4 dni. Komitety wykorzystać chcą ostatnie szansę na pokazanie się w mediach organizując konferencję, niekiedy dochodzi nawet do tak absurdalnych sytuacji, gdy kandydaci z tej samej listy robią to równocześnie. Rzeczą oczywistą jest jednak to, że nie da się wszystkiego pokazać w pełni rzetelnie. (more…)

Starsze posty «

» Nowsze posty