Polska jest krajem pozbawionym przez klasę polityczną III RP znaczenia ekonomicznego i zdolnej wzbudzić czyjkolwiek respekt armii. Polska, zgodnie z deklaracjami tejże klasy politycznej, czyli rządzącej PO, a jeszcze bardziej opozycyjnego PiS-u, ustawia się w roli najgorliwszego (retorycznie) przeciwnika Moskwy w Europie.
W przeciwieństwie do np. Węgier Orbana, które walczą o swoją suwerenność i dobrobyt, zamiast prowadzić demoliberalne krucjaty, my taką krucjatę prowadzić próbujemy. Jak najgorsi głupcy, bo bez wojska, pieniędzy i wpływów na arenie międzynarodowej.
Jednocześnie nadwiślańscy mesjaniści nawołują do „umacniania integracji europejskiej” jako panaceum na „rosyjskie zagrożenie”, do zwiększenia którego, zresztą, walnie się w ostatnich miesiącach przyczynili.
Dziś dochodzą zaś kolejne informacje:
- Rosja zakazuje importu wieprzowiny z Polski i Litwy
- w Brukseli toczą się rozmowy między szefem Gazpromu a MSZ Niemiec i niemieckim komisarzem UE ds. energii, zakończone deklaracją o „korzystnej współpracy”
- Holandia i Niemcy odniosły się z dystansem do polskich propozycji stałego rozmieszczenia w Polsce dwóch brygad pancernych NATO w sile 5 tys. żołnierzy każda
Polska „walczy” z Rosją, a „sprzymierzony z nami” Zachód się z nią dogaduje. Szokujące? Oburzające? Nieprawdopodobne? Nie. Jest to oczywiste dla każdego, kto nie miał i nie ma oczu zaślepionych hurra-unijną i hurra-natowską propagandą.
Ile jeszcze potrzeba dowodów na to, że uzależnianie Polski od Zachodu, poddanie naszych interesów dominacji Berlina, Brukseli i Waszyngtonu, rezygnacja z prowadzenia suwerennej polityki w imię polskiego interesu narodowego, to domena zdrajców albo idiotów?
Robert Winnicki