Spór zwolenników PO i PiS-u trwa już długie lata, popularnie nazywany jest on wojną polsko-polską. Pewne jest jednak to, że jest to dla Polski zjawisko negatywne, które destabilizuje sytuację w kraju. Nie będę się jednak w głębiach to co się dzieje w całym kraju, lecz skupie się głównie na Bydgoszczy, gdzie obecnie spieramy się czy budowany most powinien nosić imię śp. Lecha Kaczyńskiego.
Niestety taka polityka prowadzona przez różne osoby prowadzi do podziału mieszkańców Bydgoszczy. Mam nadzieje, że jest to krótki podział i po wyborach nie będzie toczyć się wojna bydgosko-bydgosko. Dzisiaj mamy do czynienia z podziałem jaki wytworzył się podczas wyborów prezydenckich, w których Bronisław Komorowski rywalizował z Jarosławem Kaczyńskim. Problem w tym, że taki podział nie ma uzasadnienia, gdyż w tej kampanii wyborczej kandydaci walczą o zupełnie inne wartości – pisałem 2 grudnia 2010 roku, komentując wypowiedzi Konstantego Dombrowicza w Radiu Maryja oraz fakt poparcia tego kandydata przeze Prawo i Sprawiedliwość.
Zacznę od kwietnia 2010 roku i tragicznej śmierci prezydenta wraz za całą delegacją, która leciała do Katynia. To zdarzenie wstrząsnęło całym narodem. Tłumy stały w kolejce pod Pałacem Prezydenckim, aby oddać ostatni raz cześć prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i jego małżonce. Ludzie potrafili czekać po kilkanaście godzin, niekiedy i nawet dłużej. Do tego trzeba policzyć czas podróży, do Warszawy jechało wielu bydgoszczan tylko w tym celu. Wtedy przez chwilę naród był jednością. To się jednak skończyło i spory zaczęły się zaogniać. Zaczęto drwić z wiary i symboli narodowych. I ten stan rzeczy trwa do dzisiaj, a podzielony naród jest na rękę na pewno sąsiadów naszego kraju.
Patriotyzm powinien od nas wymagać, abyśmy ten stan rzeczy zakończyli, niestety coraz częściej za patriotyzm uważa się udział w tej destabilizującej sytuację w Polsce wojnie po jednej ze stron. Nic bardziej mylnego, bo każda ze stron ma jakąś winę.
Bydgoszcz wyszła przed szereg
Wrócę jednak do Bydgoszczy. Już dwa dni po katastrofie pojawił się mało odpowiedzialny pomysł, aby budowany most nazwać imieniem zmarłego prezydenta. Była to inicjatywa prezydenta Konstantego Dombrowicza, typowo wykalkulowana pod zbliżające się wybory. Pomysł ten budził odrazę wśród radnych, ze wszystkich opcji. Dlatego dziwie się części wypowiedzi jakie się obecnie pojawiają. Oburzenie tym pomysłem było tym większe, że jeszcze kilka tygodni wcześniej prezydent Dombrowicz uczestniczył w konwencie Radosława Sikorskiego., w ramach prawyborów prezydenckich wewnątrz Platformy Obywatelskiej. Obrażano wówczas osobę prezydenta Kaczyńskiego, dlatego nikt w szczere intencje Konstantego Dombrowicza nie wierzył. Wyjście z tą inicjatywą sprawiło przede wszystkim to, że w okresie żałoby narodowej bydgoszczanie zmuszeni zostali, do oceny postaci zmarłego. Nie spisali się także radni, którzy ulegli emocjonalnemu zagraniu i uchwałę przyjęli.
Kontrowersje które nazwie mostu dzisiaj towarzyszą i prowadzone spory dostaliśmy więc jakoby w spadku po poprzednim włodarzu miasta.
Skutki kłamstwa wyborczego
Gdy w listopadzie 2010 roku w I turze wyborów samorządowych prezydent Dombrowicz przegrał już dość znacznie z Rafałem Bruskim, jego współpracownikom zajrzał strach w oczy. W ostatnich dniach kampanii wyborczej zdecydowano się na dość zaskakujące zagranie, prezydent Dombrowicz wziął udział w audycji Radia Maryja, gdzie pozwolił sobie na wiele nieprawdziwych sformułowań. Dombrowicz twierdził między innymi, że ekipa Rafała Bruskiego będzie dążyć do prywatyzacji KPEC-u, co oczywiście jest prawdą, ale Bruski przejął ten pomysł po Dombrowiczu, który od dobrego roku nie szukał kupca dla tej spółki. Była też mowa o planach sprywatyzowania Szpitala Miejskiego, przez prawie trzy lata kadencji obecny prezydent w tym celu nie zrobił jednak żadnego ruchu. Sztab Rafała Bruskiego pozwał Konstantego Dombrowicza w trybie wyborczym, a ten nakazał przeprosić za te kłamstwa wyborcze. Dombrowicz tego jednak do dzisiaj nie uczynił, co powinno tą osobę dyskwalifikować z dalszej działalności publicznej w Bydgoszczy.
Owszem, Dombrowicza już od kilku lat u władzy nie ma, ale wspomniana audycja w toruńskim radiu była swoistym wezwaniem do wybuchu wojny polsko-polskiej w grodzie nad Brdą. I skutki tego działania do dzisiaj odczuwamy jako bydgoszczanie. Jeszcze bardziej te wydarzenia dotykają jednak Prawo i Sprawiedliwość, partię która w Bydgoszczy nie jest zbytnio poważnie traktowana. Stało się to związku z poparciem Dombrowicza przez bydgoskie struktury tej partii tuż przed II turą wyborów. W ten sposób jednak okłamano wiele środowisk, których kandydat na prezydenta tej partii zapewniał, że Dombrowicza na pewno nie poprze. Takie deklaracje padły między innymi na spotkaniu z kibicami Zawiszy. To potknięcie PiS-u zręcznie wykorzystuje prezydent Bruski, który pokazuje, że wszelkie inicjatywy tego środowiska są mało poważne. Taki stan rzeczy należy potępić, gdyż dzieje się to ze szkodą dla miasta. Do dzisiaj bowiem nie wyjaśniono w mojej opinii rzetelnie tego, czy w miejskich wodociągach doszło do nieprawidłowości. Obecny stan rzeczy uniemożliwia partii Jarosława Kaczyńskiego bycie konstruktywną opozycją w Bydgoszczy.
Tej partii nie pomoże także spór o nazwę mostu, w którym jednak z powodów politycznych musi brać udział oraz nie merytoryczny krzykacz ze środowiska Gazety Polskiej, który swoją działalność opiera na półprawdach. Zwrócić należy tutaj uwagę, że te wszystkie działania Bruskiemu nie zaszkodzą, a jak już to go tylko wzmocnią, bo póki co w Bydgoszczy nie ma przeciwko niemu opozycji z prawdziwego zdarzenia,
Oczywiście ta publikacja najbardziej uderza w PiS, który z własnej winy się tej sytuacji znalazł, jednakże wykorzystywanie tego stanu rzeczy przez środowiska związane z PO także zasługuje na potępienie.
Liczę z okazji zbliżających się urodzin Bydgoszczy na refleksję. Bydgoszcz chcąc się rozwijać tej wojny nie potrzebuje. Władza musi być odpowiedzialna i czuć oddech silnej opozycji.