Odebranie, na ostatnim posiedzeniu Sejmiku Województwa, jednego mandatu radnego sejmiku Bydgoszczy, na rzecz okręgu toruńskiego, w sposób dosadny pokazuje nam stosunek województwa do naszego miasta. Po nierównomiernym rozdziale środków unijnych, słabym zaangażowaniu województwa w sprawę budowy drogi S5, wypaczaniu informacji o naszym mieście (patrz raport firmy Deloitte) czy dublowaniu obiektów kulturalno-rozrywkowych, Marszałek Całbecki nie szukając żadnego alternatywnego rozwiązania, przeniósł jeden głos z zachodniej strony województwa, do „swojej” – wschodniej części. Dzięki temu może zagwarantować sobie kolejną kadencję na stołku i spokojnie realizować swoje wizje.
Tylko na ile dobre są wizje władz „naszego” Województwa? Sprawę weryfikują różnego rodzaju dane statystyczne, publikowane regularnie w prasie. Chociażby te dotyczące bezrobocia czy wysokości zarobków, które plasują nasz region w ogonie – to znaczy, na najgorszych miejscach z punktu widzenia analizy. Jeżeli chodzi o rozwój jesteśmy porównywalni do tak zwanej „ściany wschodniej” Polski, która – w przeciwieństwie do nas – ma chociaż dodatkowe środki z funduszy unijnych, aby dodatkowo pobudzać rozwój regionu i niwelować różnice między nimi, a resztą państwa. Co natomiast mamy my? Na to pytanie odpowie każdy, kto choć raz na jakiś czas przejrzy lokalne media – regularne konflikty, absurdalne pomysły inwestycji, czy też stwierdzenia o nieopłacalności kolejnych niezbędnych dla regionu inwestycji. O wszechogarniające niemożności, gdy chodzi o projekty spoza otoczenia Marszałka nie wspominając.
Do nierealizowanych inwestycji można zaliczyć chociażby rozwój transportu kolejowego, na terenie Kujaw i Pomorza. Tutaj na nosie władzom wojewódzkim zagrała Arriva – otwierając ponownie połączenie kolejowe do Ciechocinka. Na ten krok nie było stać władz województwa. Województwo Kujawsko-Pomorskie uczestniczy w projekcie Inter-Regio-Rail – projekt, którego celem jest zwiększenie ilości przewozów pasażerskich oraz podniesienie atrakcyjności lokalnego transportu. Wobec tego najnowszy projekt Arrivy oraz brak reaktywacji połączeń na liniach na Zachód od Bydgoszczy (chociażby do Kcyni czy Szubina), zdaje się ośmieszać władze regionu i poddawać w wątpienie sens uczestniczenia w tym programie o charakterze wewnątrz-unijnym. Tym bardziej, jeżeli uwzględnimy do tego niemożność sprawnego poradzenia sobie z problemami samorządowej spółki Kujawsko-Pomorski Transport Samochodowy sp. z o.o., która tonie w długach.
Co warto dodać, polityka województwa w tym zakresie to nie jedynie pasmo porażek – na pochwałę zasługuje tutaj wprowadzenie „taryfy wojewódzkiej”, która obniża koszt przejazdów pociągami regionalnymi w „naszym” województwie. Do tego próba promowania “gęsiny” i pseudo-sukces w postaci połączeń lotniczych z PLB.
Czym jednak skutkuje odebranie jednego Radnego Sejmiku Województwa, z okręgu wyborczego jaki stanowi samo miasto Bydgoszcz, do okręgu wyborczego Torunia i okolicznych gmin? Traci na tym nie tylko samo miasto, które traci przecież jednego reprezentanta w ważnej, jakby nie patrzeć, instytucji władzy samorządowej. Traci na tym także całe byłe Województwo Bydgoskie – w chwili obecnej całe zachodnia część województwa ma mniej głosów, aniżeli część w przeszłości bliżej związana z Toruniem. Tracimy więc, jeszcze w większym stopniu jak ten spowodowany nieudolnością naszych reprezentantów, jakikolwiek wpływ na politykę władz regionu. Cóż nam pozostaje?
W chwili obecnej nie mamy zbytniego wyjścia. Nie szykuje się bowiem żadna zmiana podziału administracyjnego Polski – wtedy można by chociaż postulować likwidację województwa Kujawsko-Pomorskiego. Pozostaje nam się pogodzić z ZiTem, do którego włączono nas „siłą”, czy z województwem, które traktuje nas jak piąte koło u wozu lub, może to lepiej oddaje sytuację – z dojnym zapleczem finansowym. A może władze miejskie już podpatrują w Tucholi czy Nakle, jak sprawnie zarządzać mniejszym ośrodkiem miejskim? W końcu niedługo takie doświadczenie może się przydać w bydgoskim ratuszu.