Jedni z prezydentem Komorowskim na czele uważają, że dzień 4 czerwca 1989 roku to wielkie zwycięstwo demokracji, która pokonała system komunistyczny. Są też głosy, które odnoszą się do tego bardzo sceptycznie. Dla mnie jako przedstawiciela młodego pokolenia specjalnie nie ma dzisiejsza debata zbytnio znaczenia.
Od 24 lat w Polsce cieszymy się z demokracji. Pisząc bardziej fachowo, z wolnej republiki. Wystarczy wejść jednak na jakiś portal informacyjny lub obejrzeć program publicystyczny, aby zauważyć, że chyba nie o taką demokrację nam chodzi. Przed Polską wiele wyzwań, jak chociażby zagrożenia demograficzne i co może najbardziej niepokoić, trudna sytuacja ludzi na rynku pracy.
Te wymienione istotne problemy specjalnie jednak uczestników naszej demokracji nie interesują. Ważniejsza jest wzajemna walka między sobą. Czy o taką Polskę walczył wówczas ruch Solidarności. Co ciekawe, to właśnie przedstawiciele tego obozu, którzy 4 czerwca 1989 roku mieli odnosić wielki sukces, dzisiaj podzieleni na dwa obozy (PO i PiS) toczą ze sobą boję. Tylko, gdzie tutaj miejsce na Polskę?
Obecną sytuację dość ciekawie obrazują tegoroczne obchody wydarzeń Bydgoskiego Marca 1981, gdzie część dawnych opozycjonistów biła sobie nawzajem brawa, a druga część gwizdała na nich z transparentami.
Pora zająć się faktycznymi problemami Polski i Polaków, a kłótnie w rodzinie Solidarności przestać publicznie eksponować, bo to jest właśnie największa porażka tego ruchu społecznego.