Zamęt, jaki wywołano przy okazji Europejskiego Festiwalu Rozrywki pokazał dość istotny problem Bydgoszczy. Zarówno jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie, jak i w kwestii działania Urzędu Miejskiego. Okazuje się bowiem, że wystarczy drobny pretekst aby wywołać istną wojnę i skłócić „pół miasta”. Bo jak inaczej nazwać to, czego jesteśmy obecnie świadkami ws. karuzeli na Starym Rynku?
Prawica walczy!
Środowiska prawicowe jako pierwsze rzuciły się do walki przeciwko umiejscowieniu karuzeli – no bo jak to tak, w miejscu gdzie wiek temu mordowano bydgoszczan stawiać karuzele?! Przecież temu miejscu należy się odpowiedni klimat i spokój.
Ciekawe jednak, że jednocześnie środowiskom tym nie przeszkadzają letnie ogródki piwne, z których wieczorami wychodzą podchmieleni ludzie i zachowują się niezbyt grzecznie. Nie przeszkadzają im także sceny, które latem też się tam pojawiają. Takiej konsekwencji, jak w przypadku obrony tego miejsca, nie ma także w innych częściach miasta. W końcu Stary Rynek nie był jedynym i głównym miejscem egzekucji w Bydgoszczy. Ludzie ginęli także na ulicach miasta w czasie jego obrony i walki o wyzwolenie, czy w Fordonie. Tu nikomu nie przeszkadza coroczne Misterium Męki Pańskiej, które generuje ogromny hałas i po którym przez kilka dni zawsze pozostaje znaczny bałagan. Nie ma także oburzenia, że na miejscu dawnego cmentarza (skrzyżowanie Focha, Gdańskiej i Jagiellońskiej) znajduje się… klub Savoy.
Problemem może być także stosunek do samego pomnika – dla wielu bowiem jest on nadal reliktem minionej epoki PRL, którego trzeba się pozbyć. Czyżby więc istniała pewna zależność co do tego, przeciwko czemu aktualnie walczymy? Jeżeli tak, to rozumiem że skończył się sezon na hasło „precz z komuną”, a przyszła pora na obronę moralności?
Biskup grzmi.
Słowa krytyki wyraził także biskup diecezji bydgoskiej, Jan Tyrawa. Publicznie skrytykował miasto za termin, w jakim EFR się odbywa. W końcu dla Kościoła Katolickiego okres Wielkiego Tygodnia stanowi najważniejszy czas w roku, w którym raczej chodzi o wyciszenie się i modlitwę, a nie na zabawę na karuzelach. Ne ma się więc co dziwić, że duchowny wyraził swoją dezaprobatę dla karuzeli znajdujących się w bezpośrednim otoczeniu bydgoskiej Fary. Tym bardziej, że głośna muzyka i hałasy mogą zakłócać przebieg liturgii.
Problem może tkwić także w tym, że mimo iż deklaratywnie Polacy są w przeważającej większości katolikami, to w praktyce okazuje się, że z wiarą coś wspólnego ma mało osób. Łatwo więc wywnioskować, że bitwa toczy się także o wiernych. Ciekawe więc, co wybierze większość mieszkańców – karuzele, czy liturgię w kościołach?
Gdzie ta estetyka?
Chwilę później w przestrzeni publicznej pojawiły się również refleksje natury estetycznej. Że karuzele szpecą, że jest brzydko, że popularne „toitoiki” psują obraz Starego Rynku. Cóż, rok temu tego problemu nie było, mimo że EFR był ulokowany w zbliżonym miejscu – także wśród „stylowej” i odnowionej zabudowy otaczające Stary Rynek. Wtedy nikomu nie przeszkadzało, że szpetne karuzele znajdują się obok chluby miasta (spichrzy). Wtedy też mało kto żalił się, że wygląd nabrzeża w okolicy Placu Solnego woła o natychmiastową interwencję i remont.
Co trzeba jednak przyznać, Ratusz też nie jest tu bez winy – nie po raz pierwszy w końcu wydaje zgodę na coś, co w danym miejscu znaleźć się nie powinno. Mamy więc karuzele (które niby szpecą), mieliśmy i kontrowersyjną (i wedle mnie kłamliwą) wystawę zdjęć „o aborcji”. Całkiem niedaleko stoi także Galeria Drukarnia, która urodą nie grzeszy. Kwiatków można szukać dalej.
Po raz kolejny ktoś zawiódł. Zawiedzie pewnie i nie raz. Przynajmniej do czasu, do kiedy w Ratuszu nie zmienią się pewne standardy w działaniu i myśleniu.
Przedsiębiorcy się burzą..
Swoje trzy grosze do dyskusji o karuzelach na Starym Rynku dorzucili i przedsiębiorcy, którzy oburzyli się na to „szkaradztwo w samym centrum miasta”. Uważają oni, że nie godzi się stawiać czegoś takiego w tym właśnie miejscu – szczególnie przed „szczytem”, na które sproszono ludzi z całego kraju.
Cóż, nie wiem jak Was, ale mnie nurtuje jedno: czemu są tak krytyczni wobec miasta, a wobec siebie nie potrafią? Każdy z nas jest chyba w stanie wskazać witryny sklepowe, które raczej szpecą aniżeli zdobią sklepy – także te w centrum. Bez problemu znajdziemy budynki warsztatów, czy fabryk na terenie miasta, które swoją estetyką nie grzeszą. Myślę, że nie byłoby także problemu z wytknięciem naszym rodzimym (i nie tylko) przedsiębiorcom działań, które przynoszą miastu i regionowi wstyd, aniżeli chlubę.
Kto bez winy?
Skoro więc każdy ma coś na sobie, to czemu tylko Prezydent ma bić się w pierś? Czemu to właśnie jego wini się za zaistniałą sytuację, mimo że ulokowania karuzeli na Starym Rynku sam się wyrzekł? Ano pewnie dlatego, że jest Bydgoszczy prezydentem. Że jest gospodarzem, który całym miastem w jakiś sposób zarządza. Taka jego siła i słabość zarazem.
Podsumowując więc, prawda w tej kwestii jest taka – co w różnych komentarzach jest sugerowane, że większość mieszkańców miasta ma gdzieś powyższe opinie. Nie przeszkadza im niska estetyka tej czy tamtej karuzeli i cieszą się, że w ogóle takowe w Bydgoszczy są. Tym bardziej, że w LPKiW na ogół mało co się dzieje, a i dojechać tam niełatwo. Nie ma tam także atrakcji tego rodzaju, co na Europejskim Festiwalu Rozrywki. A co dopiero mówić o estetyce.
Może więc warto zastanowić się, gdzie tak naprawdę tkwi problem? Czy w niskiej estetyce obiektów rozrywkowych, czy może gdzieś indziej? Na przykład w ratuszu, który nie wywiązuje się do końca ze swoich obowiązków, nie zwracając uwagi na estetykę w mieście? A może chodzi o to, że Bydgoszcz tak naprawdę nie posiada infrastruktury, która zapewniłaby rozrywkę jej mieszkańcom? Czy może po prostu szukamy konfliktów na siłę – bo jakiegoś wroga zawsze musimy mieć, a Toruń nam się znudził?
Na to pytanie jednak nie odpowiem – każdy z nas może to w końcu zrobić samemu.