Tą mądrość tyj razem potwierdza przykład Inowrocławia, którego włodarze batalię o ZIT przegrali z kretesem. Tylko czy prezydent Brejza wyciągnie lekcje z tej porażki i zweryfikuje swoje podejście do polityki regionalnej w przyszłości, aby uchronić swoje miasto od kolejnych niekorzystnych rozstrzygnięć.
Gdy po raz pierwszy rząd zapowiedział tworzenie Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych zwanych popularnie ,,ZIT”, miałem okazje uczestniczyć w posiedzenie Parlamentarnego Zespołu Miłośników Ziemi Bydgoskiej. Wówczas posłowie jasno mówili, że centralnym miastem w ZIT powinna być Bydgoszcz, a w jej skład powinien wejść Inowrocław (zabiegał o to na posiedzeniu syn prezydenta Inowrocławia poseł Krzysztof Brejza).
To spotkanie należy traktować bardziej jako kurtuazyjne, gdyż tej koncepcji samorządowcy nie potraktowali na poważnie, a większość parlamentarzystów o niej zapomniała. Nie mniej taka wizja była i przyznam, że mnie osobiście ona przekonywała.
Życie rządziło się jednak swoimi prawami, rząd odgórnie narzucił Bydgoszczy i Toruniowi utworzenie jednego ZIT, zaś Inowrocław miał obiecane przez marszałka utworzenie ZIT subregionalnego z gwarantowaną kwotą 17 mln Euro. Prezydent Ryszard Brejza mając błogosławieństwo marszałka Całbeckiego uznał, że stworzy ZIT jak najmniejszy, aby nie musieć się zbytnio tą kwotą dzielić z innymi samorządami. W ten sposób ograno m.in. Kruszwicę. Dla ZIT liczącego niecałe 100 tys. mieszkańców prawie 70 mln zł to kwota bardzo duża.
Pomimo tego, że prezydent Inowrocławia z samorządem Kruszwicy poradził sobie argumentami siłowymi, to uznał, że ma prawo do atakowania bydgoskich samorządowców, za to, że ci nie chcieli się zgodzić na wspólny bydgosko-toruński ZIT. Być może ten list w obronie polityki marszałka, który podpisali prezydenci: Inowrocławia, Grudziądza i Włocławka to był polityczny deal, na mocy którego marszałek nie wtrącał się w sposób tworzenia ZIT-ów przez prezydentów tych miast.
Nie mniej jednak frakcji politycznej marszałka Całbeckiego, do której zalicza się także poseł Krzysztof Brejza i współrządząca z Ryszardem Brejzą PO w Inowrocławiu, ugrała to co chciała, dając Bydgoszczy po łapach. Powstał ZIT bydgosko-toruński, a ZIT Inowrocławia nie obejmował wszystkich zainteresowanych gmin.
Wszystko byłoby, że tak powiem ,,wspaniale”, gdyby nie okazało się, że planiści z Urzędu Marszałkowskiego i współpracujący z nimi urzędnicy z Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju tworzyli wobec koncepcji Unii Europejskiej ,,herezje”. Komisja Europejska bowiem nie zgodziła się na wydzielenie dla ZIT Inowrocławia 17 mln Euro. O pieniądze wspólnej puli ZIT-y: Inowrocławia, Włocławka i Grudziądza będą musiały zabiegać na drodze konkursowej. Problemem bardzo dużym może stać się jednak to, że ZIT Inowrocławia jest stosunkowo mały w porównaniu do Włocławka i Grudziądza, a co za tym idzie mniej konkurencyjny. Gdyby Inowrocław do swojego ZIT wziął chociażby Kruszwicę, to sytuacja byłaby łatwiejsza. Chytrość nie popłaciła.
Unia Europejska zgodziła się na utworzenie ZIT z zabezpieczoną alokacją pieniężną tylko dla miast wojewódzkich. Patrząc na przykład województwa lubuskiego, mogły powstać u nas też dwa ZIT-y Bydgoszczy i Torunia. Owszem ten bydgoski z racji dużo większego potencjału byłby znacznie silniejszy od toruńskiego, stąd też politycy toruńscy nie chcieli się zgodzić na taki układ. Nie mniej jednak częścią ZIT Bydgoskiego Obszaru Funkcjonalnego mógłby zostać Inowrocław i czerpać korzyści z dodatkowych projektów. W szczególności, że w kujawsko-pomorskim skupiają się politycy głównie na przybliżaniu do siebie Bydgoszczy i Torunia, a zapominając przy tym o powiązaniach bydgosko-inowrocławskich, które są zaniedbane. W ramach ZIT można by część tych zaniedbań nadrobić.
Nie mniej jednak Inowrocław na tym całym zamieszaniu stracił dwa razy.