Kandydaci Solidarnej Polski z naszego regionu twierdzą, że mają wiedzę jakoby wybory do Parlamentu Europejskiego były sfałszowane. Oczywiście na ich niekorzyść. Są to bardzo poważne zarzuty. Tym bardziej, że skierowano także rozpowszechnianą publicznie skargę do Sądu Najwyższego.
Kandydaci, którzy odnieśli niezbyt dobre wyniki w tych wyborach, uważają, że znajomi głosowali na nich, ale ich głosów nie uwzględniły protokoły z poszczególnych obwodowych komisji. Między znajomymi to różnie bywa, ale ich koleżeńskie relacje to nie jest sprawa publiczna. Pozwolę sobie zadać publicznie jednak kilka dość istotnych pytań:
1.Co na to członkowie komisji wydelegowani przez Solidarną Polskę?
2. Skoro w komisjach w których pracowali doszło ,,rzekomo” do fałszerstwa wyborczego, to czy przyjęli dietę, skoro źle wykonali swoją pracę?
Oczywiście mogło się zdarzyć, że akurat do tych komisji Solidarna Polska nie wytypowała delegatów (przypadek? ), to jednak w skali kraju ten komitet reprezentowało kilka tys. członków obwodowych komisji. Czy tam też dochodziło do oszustw i czy stosowne zdania odrębne znalazły się w protokołach z prac komisji?
Uczciwość przeprowadzenia wyborów ma gwarantować system, w którym każdy z komitetów może zgłosić swoich przedstawicieli do obwodowych komisji, którzy biorą udział w liczeniu głosów. W ten sposób funkcjonować ma samokontrola. Osobiście przeglądając Facebooka przed wyborami natknąłem się na wiele ogłoszeń, gdzie komitety szukały osób do pracy w komisji w zamian za zebranie podpisów, czyli osób z ulicy.
Każdy z członków komisji ma prawo wpisać do protokołu własną opinie. W przypadku, gdy widzi, iż głosy są nieważne z podejrzanego powodu, to rzetelnie wypełniając swoją pracę, powinien to zaprotokołować. Taki wpis mógłby być ważną przesłanką, aby podejrzewać, że mogło dojść do oszustwa wyborczego na terenie danej komisji. Jeżeli jednak takich informacji w protokole nie ma, to takich skarg opartych o domniemania Sąd Najwyższy nie będzie traktował poważnie.