Dość mocno była zdziwiona część radnych (opozycja), że nie byli informowani o jakie inwestycje Bydgoszcz oraz województwo zabiegają o grube miliardy złotych w negocjacjach z rządem. Pozostali radni (PO) nawet się nie odzywali, zapewne mając rozłożone ręce w tej beznadziejnej sytuacji. Dzisiaj jest już jednak po zawodach, gdyż negocjacje w naszym imieniu prowadzi marszałek Piotr Całbecki, na którego łasce się znaleźliśmy. W mojej opinii ta porażka jest porównywalna z ZIT-em, z tą różnicą, że jako bydgoszczanie teraz nawet nie podjęliśmy walki.
Czym jest Kontrakt Terytorialny? To umowa zawierana przez samorządy wojewódzkie z rządem na realizację inwestycji w perspektywie unijnej do 2020 roku. Czyli sprawa dotyczy inwestycji rządowych, które odbywać się będą na terenie naszego województwa. Są to przede wszystkim drogi krajowej (w tym autostrady i ekspresowe), inwestycje kolejowe. Oczywiście w ramach tych inwestycji drogowych powstawać mogą na terenie miast także węzły, o co zabiega Bydgoszcz. Mówimy tutaj o kilkudziesięciu miliardach złotych, czyli kwotach kilkukrotnie większych niż w przypadku ZIT.
Gdy warzyły się losy Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych było o tym głośno. Tematyka ta pojawiała się często w mediach, dużo mówili o tym też samorządowcy. Próbowano nawet podjąć próbę zbudowania w Bydgoszczy wspólnego frontu dla interesu miasta, co nawet się właściwie udało, bo do czasu wyłamania się obozu prezydenta Rafała Bruskiego, bydgoskie elity szły razem.
W sprawie Kontraktu Terytorialnego kluczowe decyzje zapadały pod koniec sierpnia, czyli w okresie typowo urlopowym. Na dodatek marszałek nie robił zbyt wiele, aby o konsultacjach społecznych było głośno, co doprowadziło do sytuacji, że nie wiedzieli o nich niektórzy starostowie. Dziennikarze temat także przespali. W dniu 2 września Zarząd Województwa zaakceptował Kontrakt Terytorialny na poziomie województwa i teraz zostaje już ostatni etap, gdzie ostateczny kształt tego dokumentu będzie negocjowany z rządem. To już jednak bez udziału przedstawiciela samorządu Bydgoszczy. Te negocjacje będą polegać właściwie tylko na tym, że rząd będzie chciał okroić dokument wypracowany wewnątrz województwa. My musimy z kolei liczyć, że marszałek Całbecki równie dzielnie będzie bronił bydgoskich projektów tak jak toruńskich.
Domyślam się, że dla większości bydgoskich radnych początkiem styczności z tą tematyką była środowa sesja Rady Miasta, która odbyła się trzy tygodnie po wspominanym końcu wojewódzkich ustaleń w dniu 2 września. Prezydent pytany przez oburzonych radnych, dlaczego z nimi tej kwestii nie konsultował twierdził, że podejmował działania w taki sposób, aby negocjacje zakończyły się dla Bydgoszczy jak najbardziej korzystnie.
Mam jednak ku temu wielkie wątpliwości, bo gdy słyszę od radnych Sejmiku z okręgów nr 1 i 2 (północno-zachodnia część województwa), że tak naprawdę nie mogli się od prezydenta żadnych informacji doprosić, przez co nie mogli wspierać na poziomie Samorządu Województwa polityki naszego miasta, to mam duże obawy o przyszłość tego miasta. Na dodatek , gdy prezydenci Michał Zaleski z Torunia oraz Andrzej Pałucki z Włocławka uczestniczyli na wszystkich ważniejszych spotkaniach dotyczących Kontraktu Terytorialnego, to prezydent Bruski takiej potrzeby nie miał, wysyłając na zmianę swoich zastępców.