W Warszawie bywam kilka razy w roku, z tego powodu specjalnie trwającą wrzawą wokół referendum w sprawie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz się nie interesuje. Tym bardziej ciężko mi oceniać rządy tej osoby. Pewne elementy dyskusji wokół referendum do mnie jednak docierają i niekiedy patrzę na to ze zgrozą, gdyż przypominają mi się lokalne wydarzenia i ich skutki dla demokracji.
Swoje rozważania zacznę jednak od pytania, czy nam społeczeństwo obywatelskie jest w ogóle potrzebne? Polacy muszę z przykrością stwierdzić, że w dużej większości są bierni na sprawy społeczne i nie chcą uczestniczyć w życiu publicznym. W mojej opinii jest to niekorzystna sytuacja i jeżeli ktoś mówi, że chce zmienić sytuację w Polsce na lepszą, to powinien podjąć wszelkie kroki, aby budować obywatelskość i poczucie obowiązku za dobro wspólne jakim jest nasza ojczyzna wśród wszystkich Polaków. Praktyka pokazuje, że zbyt duża postawa obywatelska obywateli nie zawsze jest na rękę rządzącym.
Gdy mam jednak oceniać szansę prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, to z przekazów jakie do mnie docierają wynika, że jedyną szansą na obronę jej fotela jest zbyt niska frekwencja. Stąd też nie widzi mnie zbytnio postawa polityków Platformy Obywatelskiej, którzy wprost namawiają do nie pójścia na refendum.
Wybieram za rok, nie idę na Referendum – to tytuł jednego z Fan Page, którego celem jest zachęcanie do pozostania przez warszawiaków w domach. Tego typu stron jest jednak znacznie więcej, ciężko mi tu też oceniać kto za nimi stoi. W jednej z publikacji prasowych wyczytałem, że z identycznym hasłem po Sejmie paradowali lub zamierzają paradować posłowie Platformy Obywatelskiej.
Mam tutaj jednak obawy, że w ten sposób zniechęcimy Polaków jeszcze bardziej do uczestniczenia w życiu publicznym. Żeby zebrać odpowiednią liczbę podpisów konieczną do rozpisania referendum w stolicy potrzeba właściwie całej armii wolontariuszy. Z praktyki wiem, że takie inicjatywy przyciągają wiele środowisk, nie koniecznie związanych z żadna partią opozycyjną. I jak te osoby mają chcieć dalej działać, gdy na ich inicjatywę najważniejsze osoby w państwie odpowiadają – Nie idźcie na referendum?
Przypomina mi się sytuacja, gdy 4 lata temu w Bydgoszczy podjęto próbę odwołania poprzedniego prezydenta. Wtedy podpisów co prawda nie udało się zebrać, ale nie było to łatwe, z racji różnego rodzaju przeciwstawnych działań. Przykładem tego były bilbordy, na których wprost informowano – Kradną dane osobowe, pilnuj swojego PESEL. I chodź od tej inicjatywy minęło już kilka lat, to wiele osób nieufnie patrzy na inicjatywy społeczne, w obawie, że jacyś oszuści próbują wyłudzić dane osobowe. Z tego powodu mam obawy, że także i skutki nieodpowiedzialnych ruchów w stolicy przyjdzie nam długo odpokutowywać.
Mówiąc o referendach nie sposób także nie odnieść się do obywatelskich inicjatyw, aby w sprawie dłuższego wieku emerytalnego lub wieku w jakim powinno się dzieci posyłać do przedszkoli wypowiedzieli się Polacy na tej drodze. Jak dobrze pamiętamy, z powodu braku woli posłów referendów nie będzie, chodź projekty poparły miliony Polaków. Jest to kolejny cios przeciwko społeczeństwu obywatelskiemu w Polsce.
Dlatego też mamy w czasie wyborów powszechnych jedną z niższych frekwencji w Europie. W ostatnich wyborach uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu wzięło udział tylko 16% uprawnionych. Dla porównania kilka dni temu około 80% Niemców wzięło udział w wyborach parlamentarnych.
Z drugiej strony pojawia się jednak obawa, że referenda będą nadużywane do walki politycznej, co może zaszkodzić stabilności. W pewnym stopniu podzielam te uwagi, ale z drugiej strony uważam, że świadomość wśród samorządowców, że mogą zostać odwołani w trakcie kadencji, może być dla wspólnot lokalnych szansą. Bowiem politycy będąc zbyt pewni swojej pozycji nabierają złych cech charakteru – chociażby arogancji wobec tych którzy są formalnie ich pracodawcami, czyli mieszkańców.