Wczoraj opublikowałem artykuł odnoszący się do jednej koncepcji podziału administracyjnego kraju, która zakładała włączenie do naszego województwa powiatów pilskiego i chojnickiego. Mimo upływu 15 lat pewnego rodzaju powiązania Bydgoszczy oraz jej sąsiadów z tymi powiatami występują. Moim celem nie jest nawoływanie do zmiany granic województwa (choć po 15 latach klęski warto by było i to przeanalizować), lecz wykazanie błędów z przeszłości, aby ich w kwestii metropolii czy ZIT nie powtórzyć.
Powiat pilski to przykład, że Bydgoszcz znacznie większe powiązania ma w kierunku zachodnim niż wschodnim. W dyskusji publicznej mówi się jednak głównie o tych znacznie słabszych oddziaływaniach wschodnich, oparte jest to bowiem o pewną poprawność polityczną, jaka w naszym województwie funkcjonuje od 1998 roku. Tzw. ,,elity” zawarły w Przysieku kompromis, który cały czas się trzyma dobrze.
Chciałbym jednak przypomnieć, że przed rokiem, kilka bydgoskich młodzieżówek na sesji Rady Miasta Bydgoszczy ponad podziałami politycznymi wyraziło stanowisko, że tego porozumienia młode pokolenie nie akceptuje.
Gdyby w naszym województwie znalazły się Chojnice i Piła, to siła polityczna zachodniej części województwa była by znacznie większa od tej ze strony wschodniej. Nasze bydgoskie ,,elity” zgodziły się na kompromis, aby stworzyć województwo w kształcie dającym równowagę sił. W praktyce obecnie to część wschodnia ma jednego posła więcej.
Gdy obserwuje dyskusję o metropoliach, czy w ostatnim czasie tzw. ZIT (okrojona wersja metropolii, którą rząd wprowadza na szybko, gdyż nie był wstanie stworzyć kompleksowej ustawy metropolitarnej) to właściwie mamy powtórkę z przed tych 15 lat. Dwurdzeniowe koncepcje metropolii są tak zbudowane, aby zadbać o polityczny interes Torunia, czyli przypadkiem znaczenie polityczne zachodniej części metropolii nie było znacznie większe niż wschodniej.
Stąd też, gdy będziemy budowali metropolie zbyt bardzo na zachód, południe, czy północ, będzie to nie do zaakceptowania przez toruńskie elity.
Panie prezydencie więcej przejrzystości
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i władze wojewódzkie prowadzą już jednak pracę nad koncepcją tzw. dwurdzeniowego ZIT. Z dużym zdziwieniem odbieram publikację prasowe, z których dowiaduje się, że prezydent Rafał Bruski ustalił wstępnie z marszałkiem proporcje podziału środków w ramach ZIT (co jest bzdurą i tak, gdyż idea ZIT to wspólne inwestycje, więc mówienie o proporcjonalnym podziale na Bydgoszcz i Toruń brzmi trochę niepoważnie), na co polemikę podjął wicemarszałek.
Nie wnikając już w to głębiej, dziwi mnie, że o takich rzeczach dowiaduje się głównie z toruńskich mediów, a nie z Urzędu Miasta Bydgoszczy. Z ubolewaniem stwierdzam, że prezydent nie do końca konsultuje swoje działania ze stroną społeczną. Przypomnę tu sytuację z przed kilku tygodni, gdy radni w dniu głosowania dowiedzieli się o tym, na jakich zasadach i dlaczego zawarto porozumienie z gminami Toruń, Nakło i Kowalewo Pomorskie, na przygotowanie wspólnego opracowania oddziaływań pomiędzy gminami.
Chciałbym tutaj stanowczo także zaznaczyć, że prezydent nie ma mandatu społecznego na podejmowanie tak zaawansowanych rozmów na temat ZIT. Dość jednoznaczny głos w tej sprawie wyraziło natomiast Towarzystwo Miłośników Miasta Bydgoszczy, najstarsza bydgoska organizacja społeczna, która krytykuje uleganie dyktatowi marszałka oraz minister Bieńkowskiej.
Warte przeczytania: