Dyskusja o zakazie handlu w niedzielę wywołała ogromną burzę. Nie tylko w sieci, ale i wśród polityków – szczególnie z tej prawej strony. Ujawniło to pewien problem z samookreśleniem się polskiej prawicy i różną interpretację tych samych wartości. No bo jak to konserwatyści – a więc w Polsce osoby którym bliżej do religii katolickiej, mogą tak różnie wypowiadać się w tej jednej kwestii? Zdawałoby się, że nawet fundamentalnej?
Skoro Kościół, a nawet pisma religijne wskazują, aby niedzielę odpowiednio świętować i powstrzymać od prac zbędnych, to czemu część polityków takiej regulacji nie chce? Tym bardziej, że na zachód od Polski, praca w niedzielę jest ograniczana! Nie chcą, bowiem kłóci się to z ich pro rynkowym podejściem. Pewnych kwestii ze sobą po prostu połączyć nie da, a zakaz handlu w niedzielę do takowych należy. Zwykły konflikt interesów. Pozostaje jednak pytanie, czy spór o wolne niedzielę nie pociągnie za sobą większej liczby konfliktów ideologicznych w szeregach prawicy, co może się zakończyć znacznymi roszadami partyjnymi? Aż takiej eskalacji nie przewiduję. Kilka osób sobie pokrzyczy, pospiera się i wszystko wróci do normy, bo trzeba będzie wrócić do walki z Tuskiem. Choć z drugiej strony, w naszym kraju wszystko jest możliwe…
Wracając jednak do samego zakazu handlu w niedzielę. W mediach już rozpoczęła się nagonka, jak to negatywnie wpłynie na naszą gospodarkę. Podaje się tysiące miejsc pracy, które ulegną likwidacji oraz miliony złotych strat, jakie poniosą z tego tytułu konkretne podmioty. Jedynym, i patrząc po odbiorze – mizernym plusem będzie podarowanie pracownikom jednego dnia wolnego. Czym jednak jest chwila odpoczynku dla małego trybiku gospodarki, gdy do gry wchodzą miliony? Obecny system gospodarczo-polityczny daje jasną odpowiedź.
A przecież ograniczenie niedzielnego handlu wcale nie musi być dla nas takie negatywne. W końcu można handel jedynie ograniczyć tak, aby małe podmioty – kawiarenki, restauracje itd., mogły funkcjonować. Wtedy zamiast na wielkie zakupy do różnego rodzaju marketów, ludzie mogliby podążyć do wyludniających się centr miast, na które w niedziele mogłyby czekać na nich różnego rodzaju atrakcje. A te wielkie podmioty funkcjonować by mogły, ale przez krótszy czas. Zapewniając w ten sposób choć kilka godzin, które pracownicy mogliby poświęcić swoim rodzinom. Więc może lepiej niedzielny handel tylko ograniczyć?
W końcu nie każdego pracownika obejmuje kodeks pracy. Wbrew temu, co niektórzy mówią, umowa zlecenie nie zapewnia pracownikom nic poza określonym wynagrodzeniem. I z tym też coś należy zrobić.