Czasem uda mi się trafić do kościoła. W końcu każdy z nas ma czasem odczucie, że gdzieś powinien się pojawić. Ja takie odczucie miałem w niedzielę – trafiłem więc do „bydgoskiego sanktuarium” przy Dolinie Śmierci w Fordonie. Jednak po Mszy wyszedłem z budynku kościelnego z mieszanymi uczuciami. Przez moment zastanowiłem się nawet, czy nie byłem na wiecu politycznym jednej z prawicowych organizacji która akurat prowadzi jakąś akcję.
Bo czy wszędzie zbiera się podpisy pod projektami ustaw/uchwał i jawnie do nich nawołuje? Nie wydaje mi się. A tak się w minioną niedzielę zdarzyło, że przy przedstawianiu ogłoszeń dla parafian, poinformowano i nawoływano do podpisania się pod projektem ustawy ws. ochrony płodów z wadami genetycznymi. Nawoływano także do pobierania wniosków o obniżenie opłat za wywóz śmieci. I nie byłoby może problemu gdyby…
Gdyby inicjatywy były projektami Kościoła, i gdyby nie lobbowano za nimi w miejscu i czasie, który do tego nie służy. No chyba, że Msza jest wiecem politycznym?