- tak kolega Łukasz Religa w dyskusji na facebooku trafnie podsumował sceptyczna postawę zainteresowanych bydgoszczan wobec pomysłu wyodrębnienia województwa bydgoskiego z Kujaw i Pomorza. Ów ideę przedstawił w swoim liście otwartym prezes bydgoskiego oddziału KNP – Marcin Sypniewski. Niezwykle ucieszyła mnie ta inicjatywa, bo oznacza ona, że pan Sypniewski ma zamiar na stałe zagościć na bydgoskiej arenie politycznej, przekonując mnie wcześniej odpowiedzią na jeden z moich artykułów, że nie chowa głowy w piasek.
Jak łatwo się domyśleć, komentarze wokół tej inicjatywy są podzielone. Część obserwatorów życia politycznego w Bydgoszczy zarzuca prezesowi Sypniewskiemu nawet populizm. Moim zdaniem polityka regionalna nie jest tematem na tyle “sexy”, by o ten populizm się chociażby otrzeć. Ludzie nie mają świadomości, na czym polega rola marszałka i sejmiku, o czym świadczy najwyższy odsetek pustych kart do głosowania z listami właśnie do sejmiku województwa. Na tej samej nieświadomości wyrolowano Bydgoszcz z roli siedziby Sejmiku Województwa. Przeciętnemu Kowalskiemu jest absolutnie obojętnie, czy mieszka w kujawsko – pomorskiem, bydgoskiem czy poznańskiem, byleby miał co jeść i gdzie spać.
Przede wszystkim należy zacząć od tego, że celem listu otwartego nie jest podjęcie konkretnych działań, a raczej rzucenie tematu do dyskusji. I to się Sypniewskiemu udało, bo jego list rozniósł się echem po mieście. Konkretne działania powinny być dopiero owocem wymiany zdań różnych środowisk. Dzięki niej dowiedzieliśmy się, że Bydgoszcz jest za słaba politycznie, że reformę przeprowadza się latami, a urzędnicy mają już napisane projekty na najbliższe 10 czy 15 lat. To istotne głosy, choć według mnie nie decydujące.
Polskie województwa tylko w pewnym stopniu dopasowane są do struktury regionalnej kraju i nie mają w pełni wykształconych cech podsystemów terytorialnych o charakterze regionalnym, a zgodności między podziałem terytorialnym a strukturą regionalną kraju wpływa negatywnie na funkcjonowanie województw. Istnieją badania mówiące o tym, że z 16 województw tylko 8 ma wytworzone silne aspekty regionalne, czyli cechy, takie jak poziom rozwoju ludności, rozwój i struktura sieci osadniczej, poziom rozwoju gospodarczego, poziom usług akademickich i zdrowotnych czy wreszcie świadomość regionalna mieszkańców. Nietrudno się domyśleć, że nasze województwo znajduje się raczej w tej drugiej ósemce. W niej są również trzy województwa, co do których powstała koncepcja ich likwidacji (świętokrzyskie, opolskie i lubuskie).
Na podobnej zasadzie można zbadać możliwości ewentualnego województwa bydgoskiego. Unikałabym łączenia nas z województwem wielkopolskim – mniejszym województwem po prostu łatwiej się zarządza. Oczywiście należy wysondować, co o secesji myślą nasi sąsiedzi z okolicznych gmin i powiatów – być może chęcią przyłączenia się do województwa bydgoskiego wykażą sie Chojnice czy północna Wielkopolska. Potencjalną reformę połączyłabym również z likwidacją, coraz częściej niewydolnych finansowo, powiatów, które ponadto nie spełniają przypisywanej jej roli zwłaszcza w dobie Internetu, kiedy to wiele spraw można załatwić drogą elektroniczną.
Jedynej rzeczy, której nie wolno nam robić, to przestać snuć marzenia i dalekosiężne cele. Gdyby nasi przodkowie od razu położyli się w trumnach, w Brombergu dalej mówiono by po niemiecku. Jeśli chcemy, by Bydgoszcz miała moc samodecydowania o sobie, musimy zacząć do tego dążyć już teraz, małymi kroczkami, pomimo urzędniczych decyzji wiążących nam ręce.
Na koniec chciałabym przypomnieć o jednej, bardzo ważnej rzeczy, o której się często zapomina przy okazji podobnych dyskusji. Duopol byłby możliwy, gdyby Bydgoszcz miała prawo głosu, a elity polityczne nie straciły naszego zaufania. Wobec wydarzeń politycznych ostatnich kilkunastu lat i braku odpowiednich narzędzi prawnych do wyegzekwowania chociażby rotacyjnego i kadencyjnego marszałka (raz z Bydgoszczy, raz z Torunia) czy WSPÓLNEGO kształtowania ZITu nie możemy sobie pozwolić na dalszą degradację zachodniej części województwa. Jedyną alternatywą dla jego rozpadu jest zmiana partii nim rządzącej, czego bezskutecznie oczekiwaliśmy po listopadowych wyborach. W naszych dążeniach do samodecydowania o sobie nie ma żadnego przytyku w kierunku Torunia. Wszelkie spłycanie tego do bydgosko – toruńskich niesnasek jest oznaką braku świadomości politycznej i słabej oceny sytuacji naszego miasta.