Wydawać się mogło, że po wyborach prezydenckich atmosfera sporu politycznego w Polsce zacznie przygasać, przynajmniej w tym kierunku szły gesty ze strony formacji rządzącej. Ostatnie dni pokazują, że wszystko zmierza w przeciwnym kierunku.
Przed dwoma tygodniami byłem przez kilka dni w Czechach, przez co miałem większy dystans do tego co działo się w Polsce. Mocno się dziwiłem, gdy widziałem, że w Polsce tematem dominującym był wygłup z tęczowymi flagami, które zostały sfotografowane w ramach happeningu. Zgodzimy się myślę z tym, że była to prowokacja.
W modelach cywilizacyjnych wschodnich na takie wygłupy reaguje się stanowczo i brutalnie, w przypadku zachodnich raczej się je ignoruje, bowiem kogoś celem jest prowokacja i rozgłos, to się nie daje po prostu satysfakcji z osiągnięcia tego celu. W tym przypadku odnoszę wrażenie, że mieliśmy nieudaną wariację modelu wschodniego – najpierw nagłaśniając wybryk do granic możliwości, tym samym sprawiając, że zamierzona przez kilku działaczy LGBT prowokacja stała się skuteczna. Byli radni PiS, którzy ten happening z tęczowymi flagami przyrównywali do najazdu hordy bolszewików z 1920 roku. Dopiero po jakimś czasie podjęto represje w postaci aresztu.
Męczennik Margot
W dywagacje o płci transwestyty Margot nie zamierzam wchodzić (bo to w tym wypadku mało istotna kwestia), ale ta osoba w ostatnich dniach otworzyła sobie drogę do kariery politycznej. Osoba do tej pory właściwie anonimowa w debacie publicznej, staje się dla wielu środowisk męczennikiem, głównie z powodu aresztowania.
Oficjalne zarzuty dotyczą napaści z czerwca, gdy Michał Sz. (oficjalna tożsamość) miał m.in. przebić opony i zniszczyć lusterko w samochodzie organizacji Pro-Life. Do zatrzymania doszło jednak po tym jak głośno zrobiło się o wygłupach przy pomnikach, przez co wiele osób odbiera tę sprawę jako represję za wywieszenie flag, a napaść schodzi na plan dalszy. To z kolei ujawnia nieudolność podjętej przez państwo interwencji.
W piątek w obronie Margot protestowało kilkadziesiąt osób, policjanci część z nich zatrzymali, w sobotę na protestach w całej Polsce mogło uczestniczyć już kilka tysięcy osób. Co pokazuje, że sprawa się eskaluje.
Deeskalacja przejawem odpowiedzialności
Cała ta sprawa, która jak wyżej wyjaśniłem jest pochodną eskalacji mało inteligentnej prowokacji. Nie jest to największy problem w Polsce, większym wyzwaniem jest chociażby wzrost zachorowań na COVID-19 oraz coraz większy sceptycyzm w stosunku do koronawirusa – coraz więcej osób uważa, że nie ma pandemii, wzrasta też przekonanie, że zagrożenie jakie niesie COVID-19 jest sztucznie podkręcane przez media. Takie nastawienie utrudniać będzie rządzącym w przeciwdziałaniu dalszego rozpowszechniania się wirusa.
W tej sytuacji w interesie Polski jest deeskalowanie tego sporu, aby można się skupić bardziej na walce z epidemią. Podkręcanie awantury to działanie nieodpowiedzialne ze szkodą dla Polski.
Eskalacja może przekładać się bowiem na kolejne protesty, także przeciwników środowisk LGBT, co będzie naturalnie sprzyjać rozwojowi epidemii.
Na koniec wyrażę jeszcze pewną osobistą opinie – środowiska LGBT do debaty publicznej starają się przebijać od wielu lat, mamy chociażby parady równości, które jednak w mojej opinii zbytnio nie pomagają wizerunkowi tych środowisk. To całe zamieszanie, wraz z elementami represji, może mimo wszystko poprawić wizerunek środowisk LGBT. Stąd też jeżeli ktoś robi porównania do hord bolszewików, powinien zdawać sobie sprawę, że może się przyczyniać na rzecz rozwoju tych środowisk.